W ostatnim ligowym spotkaniu Partyzanta miały miejsce dwa wydarzenia, które zapiszą się w annałach naszego klubu: pierwsza absencja Artka w meczu o punkty oraz niesamowity - po prawie rocznej przerwie spowodowanej kontuzją - powrót naszego snajpera Kozy ukoronowany czterema bramkami. Krótko po tym spotkaniu rozmawialiśmy z naszym bohaterem ostatniej akcji.
Hubert: Gratulacje, wspaniały powrót na boisko!!! Jak się czujesz strzelając w swoim powrocie po prawie rocznej przerwie 4 bramki i dając tym samym Partyzantowi zwycięstwo?
Koza: Dzięki! To wspałaniałe uczucie i z euforii dzisiaj nie mogę pracować. O meczu cały czas przypominają mi zakwasy (oj, jednak różnica między jednostajnym bieganiem po Prądniku a bieganiem na boisku jest spora...). Aczkolwiek moja rola w zwycięstwie jest co nieco przeceniana. Po prostu wykorzystałem połowę sytuacji, jakie stworzyli znakomici pomocnicy. Miałem jeszcze co najmniej 2 setki, a jedną piłkę zmierzającą do siatki po strzale Bartka wybiłem prawie z linii bramkowej przeciwnika...
H: Czy z Twoją nogą już wszystko ok?
K: Wszystko wskazuje na to, że ok.Trochę ją czuję czasami jeszcze, ale przy graniu było w porządku wszysto.
H: Jak wpłynął na Twoją grę brak w składzie Artka? Tzn. jak widzisz swoją rolę na boisku grając z nim, i grając bez niego?
K: Dobre pytanie. Artka brakowało, bo my razem we dwóch biegamy tyle, co sam Bartek albo Cuprinescu. Więc jak Artka zabrakło, to i ruchu na boisku brakowało. Poza tym Artek strzelać bramki musi, a ja bardzo chcę, a jak go nie ma, to presja strzelania jest na mnie, a tego nie lubię. Tym razem się udało, ale przy lepszym przeciwniku byłoby ciężko.
H: Czy strzeliłeś już kiedyś w barwach Partyzanta w meczu o punkty cztery bramki?
K: Co najmniej raz, w legendarnym meczu z Browarem, rozgrywanym w śniegu po kostki na Koronie. Po 6 goli z Artkiem wtedy ustrzeliliśmy, w tym Artek machnął swoją setną bramę w Partyzancie.
H: Szkoda, że nie grałeś ostatnio przeciwko ZZK w PE, bo usłyszeliśmy od nich, że udało im sie powstrzymać Artka, dlatego wygrali (2:1 - przyp red.). Czy grając z drużynami, które nas znają, które ustawiają się defensywnie, uważając na Artka - zwłaszcza teraz po tak długiej Twojej nieobecności, myślisz, że mógłbyś odgrywać czasem rolę takiego konia trojańskiego?
K: Koza trojańska, to będzie coś! Meczu przeciwko ZZK też bardzo żałuje, bo to wydaje się być jeden z głównych konkrentów do pierwszego miejsca.
H: Ostatnie pytanie. Trzy mecze na jesieni, to bardzo mało. Czeka Partyzanta ciężka wiosna, czy uda nam się wrócić do I ligi?
K: Większym optymistą jestem jako kibic niż jako gracz. Bardzo bym chciał wrócić i grać znowu ze starymi wygami z Unicorna, ale z drugiej strony mecze z wymiataczami typu WNiG były co nieco frustrujące. W meczu z Fafikiem było więcej luzu, niezła atmosfera. Będę robił wszystko, żeby wygrywać, bo przegrywać nienawidzę, ale jeszcze bardziej nienawidzę nerwówki, kwasów i kłótni na boisku. Partyzant musi znaleźć znów radość z gry, to jest najważniejsze. No i mam nadzieję, że pozostali Partyzanci zaczną się także stawiać na boisku i że tej zimy jeszcze parę punktów ugramy. Podsumowując, jak będziemy pozytywnie zmobilizowani stawiać się w sensownych składach na wszystkie mecze, to awans jest bardzo realny.
H: Dzięki! No i życzę Ci, by kontuzje omijały Cię szerokim łukiem, a Partyzant czerpał z gry pełnię szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz