Pięknej, słonecznej i mroźnej niedzieli spotykamy się na boisku, aby rozprostować zesztywniałe kości. Zbliża się południe, a w zasięgu wzroku tylko my i przeciwnicy, ani jednego przedstawiciela lokalnej społeczności tudzież zagorzałych sympatyków krakowskiego klubu. Z utęsknieniem wypatrujemy w bramie wejściowej jakiejś sylwetki spóźnionego piłkarza. Jak to mamy w zwyczaju ostatnim czasem ledwo się wszyscy mieszczą na ławce rezerwowych… a tak na poważnie było nas 6 (to i tak o połowę więcej niż ostatnio) i brakowało nam jednego do grania. Przeciwnik przybył na spotkanie w bojowym nastawieniu i formacją 1-6-1, czyli bramkarz (dziś akurat zawodnik zmieniający się na bramce), szóstka w polu i pan trener, dyrygujmy poczynaniami swoich podopiecznych zza linii.
Po krótkiej i męczącej rozgrzewce (kilka rajdów za siatkę po piłkę) przystąpiliśmy do meczu towarzyskiego z zespołem Szarańczy. Dogadaliśmy się, że gramy z jednym zawodnikiem mniej, a jakby ktoś przyszedł to dojdzie do nas… trochę nas poniosło bo nikt nie przyszedł, mieliśmy za to węższe pole gry, do żółtej linii. Pierwszy gwizdek, którego nie było i zaczynamy. Artek z swoim zapałem, którym mógłby obdzielić połowę naszej ligi, rusza samotnie do boju.
Początek należał do Partyzanta, który zaskakiwał przeciwnika kąśliwymi strzałami i przy pomocy sporej dawki szczęści odpierał skondensowane i szybki ataki przeciwnika. Wymiana ciosów trwała w najlepsze, bramka za bramkę. Artek strzela, Szara wyrównuje i tak kilka razy. W ferworze walki mijają kolejne chwile czystej i przyjemnej gry. Nim się spostrzegamy trenejro podaje czas i kończymy pierwszą część rozgrywki. Zakończyło się coś koło remisu.
Początek należał do Partyzanta, który zaskakiwał przeciwnika kąśliwymi strzałami i przy pomocy sporej dawki szczęści odpierał skondensowane i szybki ataki przeciwnika. Wymiana ciosów trwała w najlepsze, bramka za bramkę. Artek strzela, Szara wyrównuje i tak kilka razy. W ferworze walki mijają kolejne chwile czystej i przyjemnej gry. Nim się spostrzegamy trenejro podaje czas i kończymy pierwszą część rozgrywki. Zakończyło się coś koło remisu.
Chwila wytchnienia, łyk zmrożonej wody z butelki w zaspie śniegu za bramką, krótkie reprymendy do Artka i Partyzant jest gotowy na drugą połówkę. Jak się okazało można było chwilę rozpoczęcia znacznie opóźnić, bo jak się okazało początek Szarańczy był iście piorunujący. My nie kończyliśmy setek, ale za to puszczaliśmy każdy strzał. I tak z przyjemnego wyniku Szara odskakuje na kilka bramek. Nastała chwila konsternacji i zmartwienia. Szybka próba odrobienia strat nie dawała skutków. Dopiero po dłuższej chwili niezawodny instynkt Artka nie zawiódł nas, był tam gdzie powinien nasz „Król”, zamieszanie pod bramką, strzał, parada bramkarza i dobitka naszego napadziora… no w sumie odbiło się od niego, ale niech mu będzie i niech ma rameczkę do swojej statystyki. To natchnęło naszą grę i powoli zaczęliśmy łapać kontakt z przeciwnikiem. Później kontuzja Kozy (na szczęści niegroźna) i siły się wyrównały dostaliśmy jednego zawodnika Szarańczy. Grał dobrze ale i tak dostaliśmy kolejne 3 bramki. Powrót Kozy na boisko i kolejny zryw iście Partyzancki. Gdy mieliśmy przeciwnika na widelcu….skończył się nam czas. A tak niewiele zbrakło.
Na uwagę zasługuje piękny lob Janka z Szarańczy zza pola karnego.
Za tydzień czas na rewanż.
Pomimo nieznacznej przegranej nikt się nie załamał. Chłopaki dzielnie walczyły na boisku. Artek niestrudzenie dryblował kilometrami... musimy mu zrobić zrzute na tempomat. Bartek jak zwykle utrudniał życie przeciwnikom w środkowej strefie boiska i celnie dogrywał w przód... w tył też. Koza często asekurował tyły… zwłaszcza po kiksach z przodu. Alek wspierał Artka i brał cześć gry na siebie… zanim piłka dotarła do Artka. Rom zaskakiwał niekonwencjonalnymi zagrywkami przeciwnika… i nas też. Ja to się tam przewracałem o własne nogi…
Po gierce udało się nam nawet zrobić pseudo trening taktyczno – techniczny. Żeby nie przedobrzyć zaczęliśmy od podstaw: „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie”. Przyjęło się to z ogólną sympatią zgromadzonych uczestników szkolenia. Potem było troszeczkę słabiej, bo w zabawie „Przyjął, podał” Artek bawił się tylko na 50%, było tylko „Przyjął”. Kolejnym tematem treningu będzie „Podaj prostu”.
Progres drużyny jest zauważalny, widać że chłopaki nie przespali zimy, żeby tylko tak frekwencja dopisywałaJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz