28.12.2009

Król Artur - (anty)laudacja


Ponieważ w naszej poczciwej PE panuje właśnie sezon ogórkowy, a O'Shea zapadł się gdzieś pod ziemię razem z "najlepszymi jedenastkami", a by umilić nieco naszym sympatykom ten czas postanowiliśmy przeznaczyć go na podsumowania, wspomnienia, skargi, uwagi i zażalenia. Dziś publikujemy pierwszy tekst z tego cyklu, zapraszamy do współudziału w jego tworzeniu. Piszcie, co w was zostało po drugiej edycji PE.
Hubert


Król Artur - (anty)laudacja

Niepozorna piłka w okolice pola karnego. Tyłem do bramki przyjmuje równie niepozorny rudowłosy na-oko-30-paro-latek. Asystuje mu obrońca albo dwóch, bramkarz ze spokojem obserwuje bezpieczną sytuację. Napastnik dotyka piłki kilka razy, nie wygląda to finezyjnie, obrońcy nie zostają wkręceni w ziemię, a bramkarz dosyć ospale szykuje się do obrony. I po chwili piłka zupełnie niespodziewanie ląduje w rogu jego bramki, a w uszach dźwięczy potężne: "Jeeeeeeesssst".

Tak najczęściej wyglądają bramki strzelane przez Artka. I pewnie wielu z Was zadaje sobie wtedy pytanie: Jak ten koleś to, kurwa, robi?

No bo tak, techniki brazylijczyków Artek przecież nie ma. Nie minie czterech rywali jak tyczki, puszczając im piłkę między nogami i nie położy bramkarza tylko po to, żeby pozwolić mu wstać, minąć jeszcze raz i truchcikiem wbiec z piłką do bramki.
Do szybkości Usaina Bolta, nawet do Donovana Baileya, też Artkowi daleko. Sprinterem nie jest, start do piłki ma umiarkowany i na pewno przeciętnie szybkiego obrońcę nie zostawi w blokach.
Waleczność i nieustępliwość? Drepcząc w okolicach bramki przeciwnika widzę często Artka drepczącego niedaleko mnie równie spokojnie, jakby od niechcenia i dobrze wiem - do gryzących trawę i walczących o każdą piłkę ani ja, ani Artek nie należymy.
I można tak wymieniać wszystkie racjonalne, mierzalne części składowe dobrego napastnika i prawdopodobnie w żadnej z nich Artek nie będzie murowanym faworytem.
To może jeszcze kwestia zespołu? W końcu nie jednym Artkiem Partyzant stoi, ktoś mu te piłki przecież dogrywa, ktoś odbiera je przeciwnikom, ktoś zamiast Artka się cofa, itd, itp. Niestety, przypominając sobie bramki przez niego strzelone widzę, że większość z nich padła w takich sytuacjach, gdzie wcale paść nie musiała. To nie były żadne "setki", gdzie wystarczyło dołożyć nogę. To były gole wypracowane przede wszystkim przez samego Króla Artura.
Bo Artek, mimo tych wszystkich wątpliwości, że przecież są od niego gracze szybsi, lepiej kiwający, więcej widzący albo biegający, jest napastnikiem w PE bezdyskusyjnie najlepszym. Bo napastnik ma strzelać bramki i to właśnie Artek robi najlepiej. Jakiś układzik neuronów precyzyjnie ocenia rozstawienie obrońców i bramkarza i błyskawicznie wylicza, jaka będzie najprostsza droga do umieszczenia piłki w siatce w danej sytuacji. Po meczu ten sam układzik analizuje obsesyjnie, w nieskończoność te momenty i pewnie nieraz nie daje Artkowi spać. I nieważne, czy to jest mecz o pietruszkę, czy półfinał PE, czy przeciwnikiem jest jakaś przypadkowa zbitka kumpli, czy wytrenowana Szarańcza. Sygnały lecą do kończyn i po chwili na liczniku goli strzelonych przez Artka dla Partyzanta trzeba dodać kolejne trafienie. Po meczu o III miejsce ma ich na koncie już 242. W całej PE - 57. A przeciwnikowi pozostaje znów zapytać: Jak on to, kurwa, robi?

Koza

Brak komentarzy: