22.05.2009
Czasem słońce, czasem deszcz...
Partyzant : Spartacz 4:3 (1:3)
bramki : Artek 2, Krzysiek, Masa - Gru, Konieczko, Anatol
Kapitalne widowisko obejrzeli widzowie (w liczbie jeden) zgromadzeni w piątkowy wieczór na stadionie Korony. Rozpoczęło się od demonstracji sił przyrody. Wielkie burzowe chmury przewalały się nisko nad krzemionkami, bijąc raz po raz piorunami. Do tego wiał porywisty wiatr i padał deszcz. Na koniec wyszła piękna podwójna tęcza.
Również było na co popatrzeć pod względem sportowym. Emocji było bez liku. Już w okolicach piątej minuty po silnym strzale z dystansu Spartacz prowadził 1:0. Swoją grą bez piłki, zielonoczarni zawodnicy zepchnęli czerwonych do głębokiej defensywy. Partyzant nie był w stanie rozwinąć skrzydeł. Pięknym strzałem w róg bramki, również z dystansu popisał się Konieczko i już było 2:0. Partyzantom udało się odpowiedzieć bramką kontaktową z rzutu rożnego, ale dalej inicjatywa należała do spartaczy. W ostatniej akcji pierwszej części gry, Tolo wyszedł sam na sam z Hubertem (czyli ze mną) i posłał piłkę do bramki między jego nogami. 3:1 do przerwy.
Po zmianie stron, ustał deszcz i pojawiła się piękna tęcza (po stronie Partyzanta). Czerwone koszule szykowały się do natarcia. W środku pola za trzech grał Bartek. Wszystkie przechwycone piłki szły od razu do świetnie dysponowanego tego dnia Artka, a ten odgrywał bądź wykańczał. I tak Partyzant strzelał kolejno bramki w 35, 40 i 45 minucie. Nie dając szans na odpowiedź rywalowi. Jedynie ostatnie pięć minut, było wielkim szturmem spartaczy, ale rezultat nie uległ już zmianie.
Wielki mecz, dużo emocji, wspaniałe widowisko i piękne bramki ale trzy punkty wędrują do Partyzanta.
Hube
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz