11.11.2014

Zlot "Paczków 2014" - najlepsza edycja od lat!


Nie milkną echa tegorocznego zlotu piłkarsko-towarzyskiego w Paczkowie. Tak udanej edycji nie było od lat - zgodnie przyznają Ci wszyscy, którzy mogli być świadkami tego spotkania. Było wszystko co najlepsze w partyzanckiej tradycji spotkań piłkarsko-towarzyskich: emocjonujący mecz, wyskokowa impreza, koncert disco-polo do obiadu (z solówką na trąbce dj-a!!!) i zwiedzanie darów czeskiej natury.
Jak co roku, skrzętnie skorzystaliśmy z gościnności Kuby - gospodarza imprezy, objadając go i opijając ze wszystkiego, co miał w spiżarni.
Set zaczął się już w piątek - spacerek po Paczkowie z pierwszą ekipą gości. Większość partyzantów zjawiła się w sobotę około 13-tej i niejako z marszu udaliśmy się na boisko trawiaste na mecz ze Zniczem Lubnów.
Na miejscu okazało się jednak, że rywal się konkretnie przestraszył naszej potęgi (przyjechały największe gwiazdy światowego futbolu - Profesor Bartosz, Krzysiu Gryko i Król Artur) i odmówił gry na trawie, chowając się na orliku. Udaliśmy się więc na orlik by tam im skopać pupki.


ZNICZ LUBNÓW - PARTYZANT  7:6 (3:5)

bramki: Artek - 6

skład: Hubert, Kuba, Krzysiek, Bartek, Bogna, Artek ; gościnnie: Jawor, Tomek

Do meczu przystąpiliśmy pewni sił, z mocną linią obrony: Jawor-Tomek-Bartek, z szybkimi skrzydłami : Kuba-Bogna-Krzysiu i wysuniętym napastnikiem-Artkiem. Na bramce bronił Hubert a w środku...no tak, na tą pozycję nie było chętnego:). Pierwsze minuty były wyrównane, rywal czuł respekt przed nami i nie stwarzał groźnych sytuacji ; było sporo miejsca na rozgrywanie, mimo iż nie mieliśmy środkowego rozgrywającego:). Po jednej z akcji, Bogna zaatakowała skrzydłem i mając tylko bramkarza przed sobą, odegrała do niepilnwanego Artka, który z łatwością umieścił piłkę w siatce, dając wyraz niepochamowanej radości (szczegółnie że był nagrywany przez wiernych kibiców, tak zresztą jak wszyscy Partyzanci). Znicz wkrótce wyrównał ale potem znów strzeliliśmy bramkę - Artek z półwoleja uderzył tuż przy słupku, nie do obrony. Mecz toczył się dalej, przy akompaniamencie kibiców i kibicek (niektórzy paparazzi dostrzegli nawet dzieci na trybunach). Chłopaki ze Znicza atakowali głównie środkiem, niepilnowanym przez nas ale ich akcje konczyły się na fantastycznej linii obrony - Bartek, Jawor i Tomek wytrącali z marzeń o strzeleniu gola kolejnych napastników Znicza, wbudzając zachwyt u zgromadzonych kibiców.
Kolejne bramki były kwestią czasu - ponownie Artek ukąsił w 20 minucie, dobijając piłkę w zamieszaniu podbramkowym a potem po indywidualnej akcji i "położeniu" bramkarza podwyższył wynik do 4 bramek. Znicz odpowiedział dwa razy ale to Partyzanci schodzili na przerwę z korzystnym wynikiem 5:3.

Po zmianie stron gra się wyrównała, zrobiło się ciemno i żadna z drużyn nie potrafiła strzelić bramkę. W tym momencie partyzanci zaczęli rozmyslać o nadchodzącej kolacji co skrzętnie wykorzystał rywal, strzelając najpierw dwie bramki a potem kolejną i nagle zrobiło się 6:5 dla Znicza. Wynik ratował Artek, wyrównując minutę przed końcem meczu. Jako że żadna drużyna nie chciała przyjąć remisu jako ostateczny wynik spotkania, grano dalej do pierwszej strzelonej bramki, którą zdobył najlepszy gracz Znicza. I tak skończyło się na 7:6 dla gospodarzy i w końcu wszyscy mogliśmy się udać na długo oczekiwaną kolację.
Na pomeczową uwagę zasługuje postawa Kuby - po bardzo groźnie wyglądającym faulu upadł na kolana ale zamiast wzywać pomoc, karetkę czy też kogoś do asysty - zachował zimną krew i SAM zszedł z boiska na czworakach przy kompletnej ciszy łączących się z nim w bólu jego partnerów i partnerek z drużyny. Postawa zaistne godna tylko najtrwardzszych ludzi w tym fachu!

Po tak emocjonującym spotkaniu należało się udać na emocjonujące spożywanie posiłku. Celem padł dobrze znany lokal kulinarny, tym razem z muzyką na żywo. Pyszne i ciepłe posiłki plus piwko i DJ z trąbką i syntezatorem - taki miks atrakcji nie mógł pozostawić obojętnym całą "Paczkowską" ekipę ; po chwili wszyscy kołysali się w takt discopolowych rytmów, wcinając kęsy zamówionych potraw. Doszło nawet do pląsania na parkiecie lecz o tym główni "tancerze" wolą milczeć:)
Po jedzeniu przyszedł czas na ...picie! We kwaterze Kuby zaczęły się pilne przygotowania do głównych obchodów tegorocznego Zlotu. Jak zwykle, tak i tym razem najpierw okupowano łazienkę, potem na stole pojawiło się dużo butelek z kolorowym i przeźroczystym trunkiem a z głośników poleciała muzyka. Tu nikt nie siedział, szalone tańce przeplatały się z szalonym piciem i dyskutowaniem. Pojawili się również nowi goście i nowe ... butelki:)
Całość trwała gdzieś do 3 w nocy ale piszący ten artykuł pamięta moment tak do ok. północy - potem mieszanie "Finlandii" z piwkiem zrobiło swoje:).
Tak minął główny dzień obchodów Paczkowskich i był to dzień nadzwyczaj udany.
W niedzielę, po śniadaniu udaliśmy się całą ekipą do Lądka Zdrój na odświeżający set na basenie a później na stronę czeską na obiadokolację. Dzień dopełnił spacer i towarzyskie rozmowy w miłym gronie. Część osób wyjechała w niedzielę popołudniu ale większość została na kolejne dwa dni, nie mogąc oprzeć się urokowi Paczkowa.
Podsumowanie:
było super! była świetna atmosfera! Był Prezes z żoną i dziećmi! Było wszystko to, co kochamy w corocznych zgrupowaniach w Paczkowie, tym razem podane w sosie "fantastic".
Pozostaje więc zachować wspomnienia i oczekiwać kolejnej edycji, gdyż smaki są  przeogromne.



1 komentarz:

Artek75 pisze...

galeria zdjęć już wkrótce w osobnym blogu