4.07.2022

Heroina i herosi. Epickie boje nad Szprewą.

Kilkadziesiąt kroków od głównego koryta Szprewy nad rozgrzanym dywanem plasikowej murawy, falujące od upału powietrze, unosiło pył, wzniecany przez dziesięć ekip, biorących udział w zmaganiach o Puchar Zająców - Hasencup 2022. W takiej scenerii i przy muzyce na życzenie (Kult, Guns'n'Roses) walczyliśmy dzielnie z przeciwnikami i własnymi słabościami.

Co to był za turniej! Grupę przeszliśmy pewnie, jak nigdy - bramkę z gry tracąc dopiero w półfinale, do którego po dramatycznej serii rzutów karnych, wstrzeliła nas nasza heroina* Bogna. A tych karnych było więcej! Strzelaliśmy i pudłowaliśmy seriami ale klątwa penalty disaster została przełamana. Byliśmy świadkami dwóch długich serii o charakterze thrillerów, gdyż piszącemu te słowa, udawało się częściej niż zwykle bronić uderzenia rywala.

 

Zagraliśmy w na prawdę doborowym składzie. Ja wróciłem na dobre między słupki po złamaniu nosa i trzyletniej przerwie. Wychodziło mi wszystko - nawet wpuściłem Kuszczaka zza połowy w meczu o trzecie miejsce (tak, bo w półfinale zmiótł nas 3:0 późniejszy tryumfator Rabona Fake). 

W środku obrony dowodził Steffen, czasami groźnie zapuszczając się pod pole karne przeciwnika (gol z główki oraz sprokurowany rzut karny). Po tym jak trzeci raz, w tak dobry sposób wsparł nas w berlińskim turnieju został zawodnikiem honoris causa Partyzanta. Kuba hulał czuwając/ czuwał hulając na prawej stronie, czyścił i równał czyściutko z trawą. Wacek (jak zwykle prosto z Amsterdamu) na przeciwnym skrzydle uprzykrzał życie rywalom i kąsał swoimi zagraniami.


 
Wojtek dyrygował środkiem ale przede wszystkim bezlitośnie skutecznie wykorzystał wszystkie trzy rzuty karne, tym samym zostając naszym najlepszym strzelcem turnieju. Szkoda tylko, że następnego dnia obudził się z silnym bólem lewej stopy... Wojtku, kuruj się, nasze myśli są z Tobą! Dla mnie wielkim wydarzeniem był powrót na boisko Bartka, po bardzo długiej przerwie. Profesor swoją grą nie zostawił cienia wątpliwości, że zasługuje na to miano, mądrze się przemieszczał, zastawiał, blokował i perfekcyjnie podawał (dwie piękne asysty). Dobrze, że wróciłeś Bart! Bardzo korzystała na tym Bogna, współpraca na skrzydle tych dwojga podnosiła ciśnienie obrońców drużyny przeciwnej. Król Artur szarpał po swojemu, asystował i strzelił gola. Ale Los uwziął się na niego najbardziej. Wielu jego próbom brakło do szczęścia centymetrów.
 

 

Zostawiliśmy na murawie prze Neue Krugallee kawał zdrowia, wylaliśmy litry potu, zanotowaliśmy najdłuższą turniejową serię bez straty gola, zaszliśmy aż do półfinału i kresu naszych sił... Wracamy z tarczą i statuetką najlepszego bramkarza turnieju (otrzymaną po raz trzeci z rzędu). Będziemy czekać z utęsknieniem na kolejne zajęcze zawody w Berlinie. Przechodni puchar ciągle jeszcze nie trafił w nasze ręce.

PS dziękujemy CFB Hasenheide za jak zwykle perfekcyjną organizację oraz wszystkim naszym sympatykom przybyłym na turniej z daleka i bliska, za wsparcie, towarzystwo, zaopatrzenie i zdjęcia!


 *- tu w I znaczeniu wg. Słownika wrazów obcych PWN

Ciąg dalszy (szczegółowe opisy meczów) nastąpi.

Brak komentarzy: