"Gramy w piłkę nawet w deszcz". Gramy w Toruniu na inaugurację lata. Po pechowym występie w Berlinie. Po (i w trakcie) problemach kadrowych i serii porażek na zakończenie sezonu w Podgórskiej Ekstraklasie. Jedziemy do Torunia jako obrońca tytułu i jako główny faworyt.
Na tytułowy deszcz nie ma szans, żar leje się z nieba, a chmury - raczej chmurki - nad Toruniem nie są w stanie przesłonić słońca dłużej, niż na kilkanaście sekund. Tak samo nic nie zakłóca naszej woli zwycięstwa i pewności, że jesteśmy niedopokonania.
I, wyprzedzając nieco bieg wydarzeń, rzeczywiście nikt nie był w stanie nas pokonać. Tylko że pokonaliśmy się sami. Na siedem spotkań w tym turnieju z gry nie przegraliśmy żadnego, ba, straciliśmy jedną bramkę strzelając chyba 15 (Artek mnie wkrótce poprawi). Do historii przejdą jednak dwie fatalne, katastrofalne serie rzutów karnych. Z naszej strony walenie głową w mur z drugiej egzekucja. Tak zamknęły się przed nami wrota do finału i tak przestrzeliliśmy ostatni stopień podium. Twarz zachował jedynie król, nasz Król Artur!
=wkrótce dalszy ciąg tekstu i więcej zdjęć=
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz