PARTYZANT - GROM 6:9 (1:3)
bramki: Artek 4, Wojtek, Kuba - Kowalczyk, Swiech,Goral, 2x Nawrot,3x Przybyt
W pierwszym meczu mieliśmy tylko jedną bramkę (Promil: PKS 1:0 -przyp H.) , w drugim już aż piętnaście. Grom z właściwą sobie finezją, po koronkowych akcjach ośmiesza defensywę Partyzantów i strzela w 2 i 3 minucie. Partyzant stara się otrząsnąć ale ich sytuacja niewiele się poprawia. Przychodzi 8 minuta i pada bramka, która chyba jest najpiękniejsza w tym sezonie. Grom zagrywa długą wysoką piłkę z rogu na przeciwległą stronę boiska. Nabiega na nią Kowalczyk i znajdując się jakieś 12 metrów od bramki pakuję petardę w długie okienko. Piłka odbija się jeszcze od poprzeczki. Prawie setka widzów ma szczęki na ziemi. Sytuacja czerwonych stała się delikatnie mówiąc przygnębiająca. Gdyby nie głupi błąd obrońcy Gromu, który podał Artkowi piłkę, tak że wystarczyło tylko strzelić zaskoczonemu bramkarzowi, to Partyzant w pierwszej połowie nie zrobiłby nic, by zagrozić graczom w żółtych strojach.
Grom drugą połową grał na większym luzie. Widać było, że chłopaki nie forsowali tempa. Co poniektórzy jak np. Góral sprawiali wręcz wrażenie, że efektownymi dryblingami chcieli ośmieszać kolejnych mijanych Partyzantów. Nie było to zbyt mądre, bo przypłacił takie zachowanie kilkoma faulami na swojej osobie. Źli na boiskową sytuację Partyzanci, na ile tylko umiejętności pozwoliły starali się zmuszać przeciwnika do błędu. Okazało się to nawet całkiem skuteczne, bo po głupich pomyłkach udaje się doprowadzić do wyniku 5:6. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Wystarczyło, że Grom przyśpieszył o tempo, a w 5 minut wsadzili 3 bramki. Jeszcze tylko jedna z strony czerwonych i spotkanie się kończy.
Wynik wysoki ale Grom zasłużenie awansuje do wyższej klasy. Ligowi weterani z Partyzanta rozpoczną 5 edycję PE w 2 lidze, która patrząc na zespoły które się zgłaszają, może być jeszcze trudniejsza niż w tym roku. Rok temu uratowali się w barażach. Zagrali lepszy sezon niż w 3 edycji ale liga tak poszła do przodu, że ten progres okazał się zbyt mały.
O'Shea
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz